Z parkietu TBL: Niewypały ProkomuTrefla/Asseco

W ostatnim czasie z drużyny Asseco Prokom Gdyania odeszli czterej graczy zagraniczni, zanim nawet skończyła się pierwsza runda Tauron Basket Ligi. "Ofiarami" transferów stali się kolejno Julian Khazzouh, który wsławił się udziałem w jednym z filmów sagi "Gwiezdne wojny". Drew Viney, wiecznie kontuzjowany. Frank Robinson, moim zdaniem błąd, gdyż akurat ten gracz mógłby się rozkręcić w drugiej połowie sezonu. Ostatnio odszedł również Alex Acer, który miał być gwiazdą ligi, a nawet nie prezentował średniego poziomu TBL. Cała ta karuzela wymian nasunęła mi na myśl wspomnienia o "niewypałach" transferowych w historii Gdyńsko - Sopockiej, tej przed i po rozdziale na dwie drużyny) Oto mój subiektywny ranking:

5 największych niewypałów:

Miejsce 5:
zdjęcie (poyi.org)
Desmond Farmer przychodząc do Sopotu, reklamowany był jako niesamowity talent. Talent to on miał, ale pokazywał go wyłącznie w Trójmiejskich dyskotekach. Podobno do dziś kilka dziewczyn za nim płacze. Na parkiecie było dużo, dużo gorzej. Amerykanin kompletnie nie pasował do stylu gry Prokomu Trefla. Nie potrafił zapamiętać zagrywek, grał egoistycznie i łamał schematy. Jedyne co potrafił to zapakować piłkę z góry w bardzo efektowny sposób. Co najdziwniejsze, gracz ten później grał w NBA w drużynach z Seatle i San Antonio Spurs 






Miejsce 4
zdjęcie (trojmiasto.pl)
Anieken "Koko" Archibong do drużyny Prokomu przeszedł razem z Ronniem Burrelem, prosto z niemieckiej bundesligi. "Koko" miał być gwiazdą zespołu, natomiast Burrel aspirował do roli typowego zadaniowca. Już po kilku meczach wszystko było na odwrót. Burrell zachwycał zbiórkami, grą w obronie i seriami rzutów trzypunktowych, w tym czasie Archibong grzał ławę gdyż w obronie każdy, dosłownie każdy go ogrywał. Kiedy złapał kontuzje jego odejście było nieuniknione.




Miejsce 3
zdjęcie (threesecondviolation.com)
Travis Best kiedy latem 2007 roku usłyszałem o przejściu tego byłego gwiazdora NBA, jednego z lepszych rozgrywających, finalisty NBA z 2000 roku, byłem bardzo podekscytowany. Sama perspektywa oglądania go na żywo była czymś niesamowitym. W sezonie 2007/08 Prokom miał zwojować Euroligę z astronomicznym jak na polskie warunki budżetem. Nie udało się, a największymi niewypałami tego sezonu byli Travis Best, Dajuan Wagner  (jego tłumaczą problemy ze zdrowiem) oraz Ruben Wolkowyski (o nim później). Best może statystycznie nie wyglądał źle, natomiast rola lidera i motoru napędowego drużyny to było dla niego za dużo. Po miesiącu nie było go już w drużynie.


Miejsce 2
Moje drugie miejsce to Plejada znanych centrów, których nazwiska były lepsze niż ich gra. Newralgiczna pozycja jaką jest środkowy i dobór gracza na nią, był od zawsze piętą achillesową drużyny Prokomu. Największymi "niewypałami" w mojej ocenie byli wspomniany wcześniej Argentyńczyk Ruben Wolkowyski (były gracz NBA) kompletnie nie angażujący się w walkę pod koszem. Aleksander Radojevic, gigant mierzący 220 cm wzrostu, nie potrafił z nich korzystać i ogrywali go o głowę mniejsi rywale. Jiri Zidek (kolejny były gracz NBA). Czech przyjechał do Polski dorobić do emerytury, gdyż w sezonie 2002/03 nie pokazał kompletnie niczego. Wiekowy Gintaras Einikis dość dobrze współpracował z rodakami (razem z nim grało w Prokomie Treflu wówczas jeszcze trzech Litwinów Maskulionas, Masiulis i Pacesas) ale cały sezon jego gry w stosunku do zarobków to był niewypał. Niewypałami też należy określić powroty centrów, którzy podczas poprzednich pobytów w drużynie prezentowali się dobrze. Tak było w przypadku popularnego Joe McNaula, Garego Alexandra czy Pape Sowa.

Miejsce 1
Obcokrajowcy w sezonie 2010/11. Tomas Pacesas chcąc wojować na trzech frontach Tauron Basket Ligi, Euroligi i Rosyjskiej VTB zbudował praktycznie dwa składy, w których miał całą armię zaciężną obcokrajowców. Jedynie Danny Ewing, Jan Henrik Jagla i nieoczekiwanie Courtney Eldridge, który miał tylko grać w Polskiej Lidze a stał się ważnym ogniwem w Eurolidze i VTB, rozegrali dobry sezon. Cała reszta zawiodła: Boby Brown (pisałem o nim tutaj: http://kosz-i-mma.blogspot.com/2012/11/z-parkietu-euroligi-zemsta-boby-browna.html) grał egoistycznie i halę pomylił z boiskiem do streetballa. Denham Brown, były gracz NBA był gruby i spowalniał ataki żeby odpocząć, co doprowadzało mnie do wściekłości. J. R. Giddens grał w kratkę, kilka dobrych akcji, za chwilę jakby go nie było na parkiecie. Mike Wilks po jedenastu sezonach w NBA grał na poziomie co najwyżej drugiej ligi. Najdziwniejszy był jednak Filip Videnov. Przeszedł do klubu z Gdyni, po tym jak w meczu Bługarii z reprezentacją Polski niemal w pojedynkę wygrał mecz, ośmieszając naszą obronę seriami rzutów trzypunktowych. Grając w Asseco, w którym był anty ulubieńcem trenera Pacesasa, jakby zszedł o trzy klasy niżej. Pudłował seriami, nie był waleczny i kompletnie nie pasował do reszty zespołu. Nie zapomnę jak w meczu z Turowem trener Asseco po kolejnym głupim zagraniu Videnova wszedł na pół boiska żeby zrugać go i zdjąć z boiska.

Nasuwa mi się pewien wniosek: paradoksem jest iż wraz z napływem większych pieniędzy w klubie, za czym idą większe możliwości kontraktowe jak i skautingu, pieniądze trwonione są na takich graczy jak Drew Viney, Denham Brown czy "Koko" Archibong. Może wcześniej, jak drużyna miała mniejszy budżet liczyła się z każdą złotówką i dlatego nie zdarzały się takie wtopy.

Share on Google Plus
    Blogger Comment
    Facebook Comment

0 komentarze:

Prześlij komentarz

REKLAMA

Hern z Lasu