Z parkietu NBA: Gwiezdne Wojny


Dzisiaj w nocy startuje 67 sezon koszykarskiej ligi NBA. Sezon niezwykły, pełen oczekiwań. Myślę, że można go śmiało określić tytułem: Gwiezdnych Wojen. Nie mówię tu o sadze opowiadającej historię rodziny Skaywalkerów, a o sytuacji jaka ma miejsce po transferach latem tego roku. W wyniku ruchów kadrowych drużyny Nowego Jorku, Miami, Bostonu czy zwłaszcza Los Angeles Lakers można określić mianem konstelacji.
W drużynie New York Knicks byli wcześniej Carmelo Anthony i Amar'e Stoudemire. Dwaj niespełnieni we wcześniejszych klubach gracze formatu All Star. Dołączyli do nich jeden z najlepszych rozgrywających Jason Kidd, Rasheed Wallace, Kurt Thomas oraz J.R Smith. Jeżeli dodamy dotego solidnych Tysona Chandlera i Marcusa Camby to mamy zespół który nie powinien mieć problemu z zakwalifikowaniem się do Playoffs. Graczy tych możemy określić mianem gwiazd ale ... mogą też okazać się wypalonym białym karłem (i nie mówię tu o Jasonie Kiddzie) ale o ich wieku gdyż obecnie jest to najstarszy zespół NBA.
Miami Heat czyli wielkie trio James, Wade i Bosh dostało wsparcie w postaci dwóch graczy: najlepiej rzucającego za trzy gracza w historii NBA Raya Allena oraz niespełnionego Rasharda Lewisa. Mistrzowie z zeszłego roku są jeszcze silniejsi i nastawieni na sukces.
Boston Celtics co prawda stracili Allena ale w jego miejsce pozyskali Jasona Terry więc trio Rondo, Pierce i (starawy już) Garnett powinni nadal być mocni.
No i Los Angeles "Hollywood" Lakers jak mówią niektórzy. Do Kobyego Bryata z pięcioma pierścieniami mistrzowskimi, solidnych Metta World Peace oraz Paula Gasola dołączyli Dwight Howard najlepszy obecnie center w NBA i "stary ale jary" Steve Nash. Pięciu All Stars do tego Antawn Jamison to może być przepis na mistrzostwo ale...
w przeszłości kilkukrotnie takie "eksperymenty" nie wypalały: Kiedy w 1996 roku do dwukrotnych mistrzów NBA dołączył Charles Barkley tworząc super-trio z  Hakeemem Olajuwonem i Clydem Drexler wszyscy myśleli, że zdobędą z marszu kolejne tytuły. Nie udało się i Barkley do dziś nie ma na sowim koncie upragnionego mistrzostwa.Tak samo nie udało się gdy do Koby Bryanta i Shaqa O'neala dołączyli Gary Payton i Karl Malone. Co prawda czwórka ta dotarła do finału w 2004 roku ale na Detroit Pistons to było za mało.


Share on Google Plus
    Blogger Comment
    Facebook Comment

0 komentarze:

Prześlij komentarz

REKLAMA

Hern z Lasu